Już dzisiejszej nocy nieopodal Ziemi przeleci niemała,
22-metrowa asteroida. Odległość jak na kosmiczne loty jest niewielka, bo wynosi
359 000 km czyli odrobinę mniej niż odległość naszej planety do Księżyca (najbliżej Ziemi znajdzie się
o godzinie 01:06 w nocy).
Asteroida została odkryta kilka dni temu przez amerykańskie obserwatorium
Catalina Sky Survey. Na obecne czasy to o "kilka dni" za późno. Licząc obiekty, które odwiedzają Ziemię przez ostatnie lata, powinniśmy dokładniej obserwować kosmiczną autostradę w naszej okolicy. Możliwe jest przecież, że pewnego dnia inna asteroida "draśnie" lub uderzy centralnie w Ziemię - historia zna takie przypadki (na początku XX wieku planetoida zniszczyła syberyjską tajgę).
W listopadzie 2009 roku 7-metrowa asteroida zbliżyła się na odległość 14 000 km od Ziemi, w styczniu inne ciało niebieskie - 10-metrowe, minęło nasza planetę o 128 000 km.
Ruch w kosmosie jest coraz większy, jednak tęgie umysły pracują nad sposobami umożliwiającymi w przyszłości wyeliminowanie zagrożenia, którym mogłoby być właśnie uderzenie jakiegoś obiektu w naszą planetę. Dosyć realny wydaje się pomysł
Bruce'a Willisa z kultowego już filmu "Armagedon" - nuklearny ładunek rozerwałby zagrażający nam obiekt, a jego pozostałości spaliłyby się w atmosferze. Fizycy woleliby umieścić na np. asteroidzie silniki, które zmieniłyby trajektorię lotu obiektu. Innym pomysłem jest wystrzelenie w kosmos żelastwa, które w skutek przyciągania również zmieniłoby trajektorię lotu "wielkiego kamienia".
Jak widać pomysłów jest sporo, ale czy bez prób, przedstawienie generalne na pewno się uda? Miejmy nadzieję, że nigdy mijające nas obiekty nie postanowią odbić się od
Naszej Planety i nie będziemy musieli się o niczym przekonywać.